Z perspektywy Ksawerego.
Szum z
niedalekiej stacji kolejowej za oknem brutalnie wybudził mnie ze snu. Delikatnie
uchyliłem powieki, mrużąc je przy zetknięciu z rażącym światłem. W uszach wciąż dudnił mi stukot
przejeżdżającego pociągu, a przed oczami mgliły mi się czarne plamy. Cmoknąłem
z niesmakiem podnosząc swe obolały plecy do pół-siadu, po czym przetarłem
zaspane ślepia. Rozejrzałem się wokoło z pewnym sentymentem i krztyną
frustracji. To był mój ostatni poranek w niewielkiej, zadbanej kawalerce
mojego, już byłego, choć wątpię, by którykolwiek z nas traktował ten związek na
poważnie, a nawet śmiem twierdzić, że między nami nigdy żaden związek nie
zaistniał. Dwa miesiące to dość śmieszny okres, ani to znajomość, ani to
przyjaźń, o zauroczeniu, czy jakimkolwiek uczuciu nawet nie wspomnę. Nazwałbym
to raczej przywiązaniem do rutyny, jak nowe firanki, które zwykłeś widywać w
sypialni, a pewnego dnia ktoś je zdjął. Z jednej strony okno zostało puste,
wręcz gołe i zwyczajne, jednak tuż zanim wszystko się wyklarowało.
Z boku, na
jasnej szafce nocnej stała kryształowa szklanka wypełniona po brzegi kostkami
lodu, miętą, cytryną i wodą. Tuż pod nią leżała niewielka, biała koperta.
Delikatnie odchyliłem wieko i spojrzałem na jej zawartość- klucze, banknot
dwudziestozłotowy i skrawek papieru z napisem „weź co chcesz, a resztę zostaw
pod wycieraczką”. Jakaż to wielka łaska z jego strony, że dał mi na bilet do
domu i bułki, gdybym to przez przypadek odkrył w sobie garstkę potrzeb
fizjologicznych. Dlaczego ja w ogóle rozpocząłem taką dziwną relacje z
kurierem, ani to specjalnie miłe nie było, ani jakoś szczególnie urodziwe, a
pieniędzy ledwie na bilet dostawałem. Ale za to jego szwagier był aż za nadto
hojny, gdy próbował mnie ukatrupić w publicznym kiblu. Jak zwykle to ja byłem
winny mojej niewiedzy o jakiejś żonie zza granicy, JA! Ja miałem mieć za
niedługo pieprzone 20 lat, a wszyscy traktowali mnie jak chłopaka- „przynieś,
podaj, pozamiataj, choć do łóżka, wypierdalaj”! Już piąty raz ktoś wystawił
mnie do wiatru… nie żebym był jakoś szczególnie rozwiązły. Meh, chyba nastał
czas na powrót do starej rutyny.
Zwinnym
susem wygramoliłem się z łóżka, ubrałem i napisałem wiadomość zwrotną, po czym
opuściłem mieszkanie. Po drodze wstąpiłem do piekarni po drożdżówkę i bułki,
delektując się chwilą ciepełka w jej progach. Chłodne styczniowe dni odznaczały
się na rumianych twarzyczkach przechodniów i oblodzonych chodnikach. Kończąc
jeść pieczywo podszedłem do kasy i kupiłem bilet do domu. Dwa miasta dalej
byłem już na znajomym peronie, wziąłem haust świeżego powietrza i potruchtałem
do mieszkania. W między czasie usłyszałem znajomą melodyjkę i z westchnieniem
przeczytałem smsa.
***
Z perspektywy Antoniego
Kończyłem
swoją trzecią kawę spoglądając z politowaniem na starszą panią o szarej burzy
ubitych loczków na głowie(trwała się to nazywa, tak?), śliwkowym płaszczyku i
oczywiście dopasowanym pod niego kapelusiku ze wstążką.
- Tak więc cechuje panią wieloletnie doświadczenie,
odpowiedzialność i…-tu lekko zmarszczyłem brwi, drapiąc się po głowie- dobra
tresura?
- Ohoho, tak, tak kiedyś mój Fafik zagapił się na chmurę, a tam
kobra, hoho to były czasy.- jeszcze raz zerknąłem na staruszkę ze szkłami
grubości cegieł pogrążoną we własnym świecie szydełek, pielgrzymek i wypieków
domowych.
- Hah, dziękuję za rozmowę odezwiemy się do pani.-
odpowiedziałem z lekkim uśmiechem i wyciągniętą dłonią.
-Tani?! Mój Fafik wcale nie był tani! Wypraszam sobie!- jeszcze przez chwilę oburzona krzątała się po
kafejce, po czym kolejna kandydatka na opiekunkę Any ulotniła się w powietrzu.
Z obawą spojrzałem na listę, niestety to była ostatnia. Hmm…, a może jednak poszukać
czegoś wśród opiekunów dla zwierząt?
Pierwsi
kelnerzy zaczynali kończyć zmianę, a ja przekartkowywałem kolejny raz
ogłoszenia. Zapach świeżo parzonej kawy, delikatnie muskał moje nozdrza.
Spoglądając przez oszronione okno kawiarni, dostrzegłem w tłumie przechodniów
znajomą czuprynę. Przemierzała ona, żwawym krokiem ulicę poprawiając przy tym
szalik i naciągając go na rumianą twarz. Ciekawe jakie dziś ma spodnie. Z
przemyśleń wyrwał mnie fakt, iż ów czupryna zmierzała w kierunku kawiarni. Zaskoczony,
szybko chwyciłem w łapki menu zakrywając nim twarz. Dzwoneczek nad drzwiami
kawiarni cicho zabrzęczał, a do środka wszedł nie kto inny jak Ksawery.
Zaglądając zza karty dostrzegłem jak wita się z właścicielem i znika gdzieś w
pomieszczeniu dla personelu. Czyżby tu pracował? To nie tak, że lubiłem
stalkować ludzi z ładną odzieżą, a potem wysyłać im anonimowe liściki z
pogróżkami, czy coś, ja po prostu byłem ciekaw, czego? Nie wiem, najzwyczajniej
w świecie zżerała mnie ciekawość na widok szatyna. Gdy go spotkałem pierwszy
raz, wydawał się sympatyczny, potem ktoś chciał zedrzeć mu coś więcej niż
uśmieszek z twarzy. To tak strasznie się nie trzymało kupy.
- Dzień dobry. Czy mógłbym już przyjąć pańskie zamówienie?-
usłyszałem miękki, męski głos. Z roztrzepania, nie zauważyłem jak pusta
filiżanka zniknęła ze stolika. Z boku to wyglądało, jakbym dopiero co wszedł i
rozmyślał nad słodkim deserkiem dla umilenia po południa. Przełknąłem wielką
gulę w gardle, po czym nerwowym wzrokiem odszukałem gorącą czekoladę, gdyż kolejna
kawa mogła by być dla mnie zabójcza.
- Numer 15, poproszę…- byłem zdecydowanie zbyt niespokojny,
przez co ciągle nurtowało mnie pytanie „dlaczego?”.
- Rozumiem…- tu pojawiła się dziwna, głucha pauza. To źle, to
bardzo źle!- An…toni?
-An w zupełności wystarczy.- niepewnie wychyliłem się zza karty .- Pracujesz tu? Bywam tu dość często, a nigdy wcześniej Cię tu nie
zauważyłem.
- Nie, nie, tylko okazjonalnie zastępuje przyjaciela.-
odpowiedział niepewnie się uśmiechając. Jego oczy mieniły się na bursztynowo w
świetle choinkowych lampek, a wzrok uciekał myślami gdzieś daleko stąd.
Wyglądał trochę jakby coś go trapiło. Nic zbyt poważnego, ani zbyt błahego, coś pośrednio.
Usłyszałem
skrępowane kaszlnięcie, po czym zorientowałem się, ze od paru minut gapiłem się
na szatyna w ciszy. No bo jak już zmacałem mu tyłek wzrokiem, to twarz nie
zaszkodzi. Miałem mętlik w głowie, nie dość ,że zachowywałem się jak jawny
zboczeniec, to jeszcze każda próba rehabilitacji tylko pogarszała sprawę. Wziąłem
głęboki wdech, po czym odwróciłem głowę podpierając ją ręką, a drugą pomachałem
Ksaweremu przed twarzą, jakbym odganiał muchę. Gest bynajmniej głupi i nie na
miejscu, jednak miałem wrażenie, ze cokolwiek powiem to tylko jeszcze bardziej się
skompromituję. Chłopak chyba się trochę zdezorientował, gdyż przez chwilę
mrugał z niedowierzaniem oczami, by po chwili powoli odejść od mojego stolika. Gdybym
nie zamówił tej czekolady, wybiegłbym w tamtym momencie z kawiarni, tak szybko
jak nawet na w-fie nie biegam.
Z perspektywy Ksawerego.
Krystian
jak zwykle przejrzał mnie na wylot i wrobił w kelnerowanie. Wystarczyło, że nie
wstawiłem emotikony w smsie i już się domyślił, że nie mam humoru, mało tego, on
się domyślił przez co, a raczej przez kogo! W życiu nie uwierzę, że za każdym
razem kiedy mi ktoś poharata serduszko, to go rozkłada grypa i niezwłocznie
muszę go zastąpić w pracy, bo Aśka na wczasach, a Marek na imieninach u szwagra.
Zawsze opary świeżo parzonej kawy mogą wykurować me smutki, a jeszcze milej
jest gdy zrobi to jeden z klientów. Tak poznałem Sebastiana, Rafała i Grzesia,
a każdy z nich po zaklepaniu, na nowo haratał me uczucia. Zaczynałem odczuwać
lekką monotonność, tak jakbym wpadł w rutynę. Jednak tym razem było troszkę inaczej,
spodobał mi się niebieskooki o złotych loczkach, a raczej zauważyłem ,ze jest w
moim typie. On też wydawał mi się z początku zainteresowany, niestety później
zaczął wysyłać niezrozumiałe dla mnie sygnały. Raz jawnie się we mnie wgapiał
ze szklanymi ślepkami, by następnie spalić cegłę i odgonić jak namolnego kundla
spod bloku. Jak dla mnie to podchodziło już pod zaburzenia psychiczne, może
jakieś rozdwojenie jaźni, czy coś w ten deseń. Możliwe, ze był nieświadomym bi
i próbował odpędzić od siebie myśli o ewentualnym zauroczeniu w tej samej płci,
a może się myliłem i chłopak stroił sobie ze mnie żarty. Cokolwiek to było, to zaczęło
być intrygujące.
Kątem oka
dostrzegłem jak do kawiarni wchodzi niziutka blondyneczka. Jej twarzyczka mgliście
mi się kojarzyła, jednak dopiero gdy podeszła do blondyna, dostałem olśnienia.
To musiała być jego siostrzyczka, która tak pochlebnie na mnie zerkała gdy
pierwszy raz się spotkaliśmy. Do głowy wpadł mi iście oklepany pomysł, zdobycia
Antoniego przez jego małą blondyneczkę. Gdyby tak jeszcze miał kompleks
starszego braciszka, to mogłoby się udać w trymiga! Z lekko za szerokim jak na
mój gust uśmiechem, wziąłem filiżankę z czekoladę, po czym zaniosłem ją do
stolika.
- Proszę. Oto pańskie zamówienie. Podać cos jeszcze?-
powiedziałem najbardziej seksownie jak potrafiłem wypowiedzieć wymuszoną
formułkę, z głuchym pomrukiem w głosie. Osobiście traktowałbym to raczej jako
zaproszenie do skosztowania mej skromnej osoby, jednak z uwagi na sytuację
wolałem nie mówić tego wprost. Z rozkoszą wpatrywałem się w skrępowanie na
twarzy blondyna, niezwykłą uwagę przywiązując przy tym do jego ust. Lekko
rozchylone zapraszały wręcz do pieszczot, jednak oczy błądziły gdzieś po
ścianach. Czekając na jego odpowiedź, mój uśmiech mógł się stać wręcz
szyderczy, a osoby pośrednie, zapewne odebrały by to jako molestowanie
wzrokiem.
- Nie, dziękujemy.- no właśnie, osoby pośrednie. Ta mała,
sympatyczna osóbka, dziś wydawała się już mniej mała i mniej sympatyczna.
Łapczywie chwyciła za filiżankę, chuchając i siorbiąc na przemiennie. Jej brat
jak oparzony wstał i poszedł do toalety, a ja cmoknąłem z rozczarowaniem i
postanowiłem się oddalić, lecz coś mnie zatrzymało.
- Zostaw go!- usłyszałem cichy, jednak pełen odrazy szept dziewczynki.
Z niezrozumieniem odwróciłem się na pięcie i spojrzałem blondynce w oczy. Były
identycznie błękitne jak u Antoniego, normalnie wypisz wymaluj te ślepia.-
Braciszek jest mój i nie pozwolę tobie go tknąć.
- Przepraszam ale chyba coś źle zrozumiałaś panienko. Ja tu
tylko pracuję.- powiedziałem najmilej jak potrafiłem, choć w sercu czułem, że
mała mnie rozgryzła.
- Kelnerzy nie mówią tak
czule regułek grzecznościowych, przy podawaniu zamówienia.- wycedziła dziewczynka.
Nie powiem, bystra jest jak na swój wiek.
- Zapewniam panią, że wystąpiła tu tylko zwykła relacja
kelner-klient, nic więcej.
- Nie wierzę Ci. Zapamiętaj sobie, że to ja jestem oczkiem w
głowie braciszka i nie ma w niej miejsca na takich jak ty.- nie wiem czego Internet
uczy dzieci, ale byłem pewien, ze ta mała była zbyt spostrzegawcza i zaborcza
jak na dziecko. Chyba, że to nie brat, a siostrzyczka miała jakiś kompleks.
- Hmm…- zamyśliłem się chwilę, w sumie i tak mnie już przejrzała,
co mi szkodzi się trochę i z nią podroczyć- Nie byłbym tego taki pewien.-
uśmiechnąłem się szyderczo. po czym podszedłem do innego stolika spisać
zamówienie.
Kiedy skończyłem
zmianę, odetchnąłem z ulgą i zerknąłem na komórkę. Był tam jeden sms od Krystiana,
który brzmiał: „I jak po pracy? ;) ”. Z dziwną radością, przygryzłem wargę i
chwilę się zamyśliłem. Przypomniały mi się słowa Antoniego o tym, że często
chodzi do kawiarni, dlatego odpisałem dość okrężnymi słowami: „ Opary z kawy
dobrze wpływają na moją cerę, Ty się kuruj, a ja chętnie Cię zastąpię w tym
tygodniu B) ”. W odpowiedzi dostałem tylko: „Jasne ( ͡° ͜ʖ ͡°) ”. Zastanawiam
się czasem, czy Krystian nie siedzi przyczajony gdzieś w rogu i nie obserwuje
mnie 24/h, tylko po to by móc mnie trollować w smsach swoim jasnowidztwem. Ech...chyba jeszcze nigdy nie byłem tak zmotywowany, by się do kogoś zbliżyć.
___________________________________________________________
Wowowow rozdział drugi uwu fabuła ruszyła z piskiem opon. Ślimak An został gdzieś w tyle, ale tylko chwilowo zapewniam państwa. Pojawiły się kolejne postacie choć tylko na słowo wprawdzie, gdyż zawsze się może okazać, że Ksawery jest schizofrenikiem i ma urojonego przyjaciela i związki. Śmieszek ze mnie czyż nie? Ok, jutro mam angielski i oczywiście nic się nie uczyłam do odpowiedzi, bo naszło mnie na pisanie i se tak pisze i pisze. Dobra, czas się pożegnać i do następnego, najlepiej dość szybkiego, razu! :D
Te grafiki w nagłówku są genialne <3
OdpowiedzUsuńAle słodzisz :D
Usuń