środa, 26 sierpnia 2015

"Opiekun od i bez serca"- rozdział 1

Zawsze myślałem, że to księżniczka czeka na swego księcia, cóż... kiedy stałem pół godziny wyczekując na swą małoletnią zmorę, czar baśni szybko prysł. Palce powoli zamarzały mi od nadmiernej klimatyzacji, a policzki zesztywniały od sztucznego uśmieszku. Bo co innego przyszło mi zrobić widząc szepczące w oddali nastolatki, jak nie wykrzywić lekko kącików ust w górę i udawać zakłopotanie w wybieraniu skarpetek. W prawdzie od czasu, do czasu zerkałem w stronę mocno zafascynowanej wybieraniem sukienki siostry, lecz dostałem kategoryczny zakaz zbliżania się. Toż to by straszne było, gdyby przypadkiem spotkała osobę ze swej klasy i ta przypadkiem mnie poznała, no bo która nastolatka chodzi na zakupy z bratem? Przecież do tego prawnie uprawnione są siostry i mama, a jakiekolwiek odstępstwa surowo karane, przynajmniej w głębokim przekonaniu Any. Any, gdyż nie znosiła ona skrótów Ania, Anka czy Ancia,  a pełnego imienia to już wcale nie tolerowała. Ja wprawdzie dostrzegałem w nim palindrom lub chociaż rytmikę, ona zaś oklepane, niezbyt lubiane imię. Prawdą było, że rodzice nigdy za specjalnie pomysłowi nie byli, jednak jak im się uroiło imię Antoni w dniu mych narodzin, to pozostaje dla mnie zagadką owianą głęboką i niezaprzeczalną tajemnicą. Oczywiście nie tylko Ana była wybredna względem nazewnictwa swej osoby, koniec końców zostało rodzeństwo Ana i An czy An i Ana, jak kto woli.

Powoli dział skarpetek zaczynał stawać się monotonny i nudny niczym zdarta płyta. Moje oczy błądziły w poszukiwaniu kolejnego przystanku, jednak nie natrafiły na żaden nowy punkt zaczepienia. Mogłem już śmiało stwierdzić, że znam dział męski na pamięć, kiedy to moja siostra miała problem z wybraniem jednej sukienki z zaledwie pięciu krojów i może sześciu kolorów. Hmmm… zagadka! Cóż takiego trudnego jest wyborze sukienki, czego ja jako przedstawiciel płci męskiej nie rozumiem? Gdzie leży haczyk? Czy jest na to jakiś specjalny wzór matematyczny, a może bardziej fizyczny? Taki ciąg dobrych wyborów, zależny od czasu, miejsca i akcji, który należy zastosować w celu uzyskania pozytywnej reakcji ze strony zainteresowanych. Czy też specjalny kod, który wywoła ciekawość u takiego ignoranta, jakim przystało mi zostać w tej sytuacji? Brzmi abstrakcyjnie, a nawet niebezpiecznie i wrogo dla nie wtajemniczonych. Bo jeśli już pradawne mieszkanki Wenus stawały przed tym wyzwaniem, to jak mierny potomek Marsjan, może mu sprostać? Wychodzi na to, że ten problem dotyczy nie tylko dojrzewających nastolatek ale i dorosłych kobiet, a nawet pewnych męskich osobników. Nasuwa się więc pytanie, czy to nie jest aby jedna z tych legendarnych tajemnic świata doczesnego, które będąc nierozwiązywalnymi utrzymują w nim harmonie i ład? Tak, klimatyzacja zapewne już odcięła mi dostęp do zdrowego i trzeźwego myślenia, a teraz powoli postępuje w kierunku serca by je schłodzić i zrobić ze mnie nieczułą marionetkę ma posługi Any…
-An!- usłyszałem lekko podirytowany głos zza swoich pleców. Ostrożnie obróciłem się na pięcie i zerknąłem na drobną blondynkę, niższą co najmniej o półtorej głowy ode mnie. Była to właśnie Ana. Jej włosy w świetle sklepowych lamp, odbijały się na skórze niczym platyna, choć była ona raczej złotowłosa. Ta rozkapryszona i niezbyt poradna dwunastolatka trzymała w dłoni kawałek różowej szmatki przepasany kokardą. Jej błękitne oczy szybko otaksowały mnie z góry na dół, skupiając się głównie na paru bluzkach i skarpetkach, które trzymałem w lewej dłoni. Oho! Będzie krytyka. Mogłem to śmiało stwierdzić po jej grymasie na twarzy, a nawet domyślić znając liczbę oglądanych przez moją siostrę kanałów modowych oraz zakupywanych gazet. Cóż nie ukrywam, że w tych sprawach jestem zwykłym laikiem ale za to mogłem stwierdzić co było uszyte profesjonalnie, a co sklecone na chińskiej taśmie.
- Ty… ty tak na serio w tym będziesz chodzić na co dzień?- spytała z lekkim przekąsem w głosie, po czym westchnęła i ruszyła w stronę kasy. Ciekawe za co chce zapłacić, skoro to ja sponsoruje całą tą zakupową farsę. Ech… w sumie ma dobry humor i wydaje się być dziś nadzwyczaj dla mnie miła. Czyżby dzień dobroci dla zwierząt? Po chwili namysłu, powędrowałem za Aną do kolejki. Od razu przykuły mą uwagę spodnie osoby przed nami. Były uszyte z niezwykłą pieczołowitością, z pewnością ręcznie i to nie przez byle krawcową. Każdy szef był wręcz idealnie poprowadzony, fason dopasowany, a cena zapewne sięgała dużo ponad moje możliwości finansowe…
-An…Ej, An! Przestaniesz gapić się na tyłek kolesia przed nami i łaskawie przygotujesz portfel?- tyłek? Jaki tył… no chyba, że te piękne spodnie magicznie nie lewitują, a leżą na czyiś nogach. To by oznaczało, że właśnie zmacałem wzrokiem obce pośladki, a moja siostra oznajmiła to światu głośno i wyraźnie. Niepewnie uniosłem głowę i dostrzegłem zdezorientowany wzrok właściciela owego ubioru. Posiadał bladą cerę, choć nie jaśniejszą niż ja, co trochę mnie przygnębiało, oraz lekko piegowatą twarz. Powyżej zadartego nosa miał piękne, piwne oczy na które opadały jasno-brązowe kosmyki.
-Hmm…- na twarzy szatyna, pojawił się szarmancki uśmiech. Po chwili przycupnął, by być na wysokości twarzy Any.- Oj nie bądź dla niego taka oschła, każdemu zdarzy się na coś zagapić… Choć czuję się trochę nieswojo z myślą, że był to mój tył.- te słowa musiały chwycić Anę za serce, bo po nich mocno wbiła we mnie swój łokieć, sycząc pod nosem ciche „Przeproś”.
-Słuchaj, bo ten, to tak jakby zwykłe nieporozumienie i sorry, że tak wyszło.- brawo An, jak zwykle powaliłeś wszystkich swoją wyrafinowaną umiejętnością wysławiania się. To w ogóle jakaś idiotyczna sytuacja, jakoś całymi dniami przyglądam się ładnym chłoptasiom i dziewczynom, i nikt nic nie zauważy, a akurat jak tego nie robię to mi się dostaje za głupie spodnie. Kolejny raz spojrzałem na szatyna, oczekując jakiejś reakcji na moje słowa, jednak w odpowiedzi dostałem kolejny uśmieszek. Chłopak zapłacił, pomachał na pożegnanie i opuścił sklep. Pewnie przestraszył się, że zaraz zaciągnę go do przebieralni, przelecę, okradnę, zabiję i dla pewności przelecę jeszcze raz…,ale spodnie miał ładne. ;-;
                Po zakupach udałem się z Aną do naszego pięknego Mercedesa pisanego znakami Fiat Punto, w kolorze indygo( o czym namiętnie przypominała mi matka za każdym razem, gdy wymsknęło mi się słowo „niebieski”). Kiedy tylko położyłem nogę na sprzęgle, mała zmora obok zaczęła dyskretnie oznajmiać, że odczuwa lekki głód, poprzez tupanie i głośne marudzenie o pizzy. Sprzedać, zostawić, a może zgłosić reklamacje u bociana? Cokolwiek bym nie wymyślił rodzice, by się nie zgodzili, a szkoda. Po paru prostych kalkulacjach stwierdziłem, że wydanie kasy na pizzę jest łatwiejsze i bardziej humanitarne od związania, zakneblowania, oraz upchania Any w bagażniku, a to oznaczało, o zgrozo, powrót do galerii. To nie tak, że nie lubiłem zakupów, nic z tych rzeczy, ja po prostu byłem słaby w kontaktach z ludźmi, a co za tym idzie, nie do końca odpowiadały mi zatłoczone centra handlowe. Mówi się trudno, jak księżniczka w potrzebie, to książę musi pędzić na ratu…ku!@# robię to bo jestem głodny i tego się trzymajmy.
***
Widząc jak Ana bierze do ust duży kęs ociekającej serem i pomidorami pizzy, lekko zachichotałem. Jak piesek, wyglądała po prostu jak taki uroczy szczeniaczek pałaszujący ze smakiem podrzucone mu wędliny. Choć jej wielce oburzona mina, z pełnymi łakoci policzkami zasługiwała na prawdziwy order słodyczy.
-Szmeszyyheho?- wysyczała, a raczej wypluła, prawie się przy tym nie zadławiając. Nie mogłem powstrzymać śmiechu.
-Hmmm? Co tam mamroczesz?- odpowiedziałem przekąśliwie, po czym chwyciłem kawałek farmerskiej. Był to nasz ulubiony rodzaj pizzy, kojarzył mi się zawsze z wakacjami u dziadków na wsi. Mogliśmy wtedy trochę poleniuchować z krowami na pastwisku, choć jak przychodziły żniwa nikt nie dostawał taryfy ulgowej. Teraz kiedy na dworze jest szaro, buro i mokro od topniejącego śniegu, letnie upały wydają się takie odległe i pożądane.
- Jesteś okrop…- twarz mojej siostry zastygła w dziwnym wyrazie zaskoczenia, dziwnym bo w międzyczasie Ana wystawiła swój palec w moją stronę ze złowrogim wzrokiem, co dało fajny kontrast dla jej rozdziawionych ust pełnych pizzy.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.- prychnąłem, po czym obróciłem głowę w stronę rzeczonego stwora. Już żałowałem swojego obrotu. Stała tam lekko niezrównoważona psychicznie, była opiekunka Any. Miała farbowane na wiśniowo włosy i wielkie, wyłupiaste, niebieskie oczy. Wierzcie lub nie, ale to, to nie była zwykła studentka, którą rąbnięto prądem i styki gdzieś się jej w mózgu poprzepalały, to była seryjna kleptomanka. Od czasów jej pamiętnej służby w naszym domu, ilość mojej bielizny znacząco spadła, a sama sprawczyni pozostawiła głęboki uraz w mojej psychice. Bardzo głęboki. Bardzo.
                Magda, gdyż tak owa zmora miała na imię, chyba nas nie zauważyła, pragnę tu zaznaczyć słowo „chyba”. Spojrzałem na siostrę porozumiewawczo, po czym czmychnąłem w stronę kibla. Może i bałem się słabszej, drobniejszej kobietki, może i niesłusznie, no ale po tym jak zobaczyłem stertę kolaży ślubnych z moją twarzą obok jej, zacząłem odczuwać lekki niepokój, a gdy pokazano mi zdjęcie jej ołtarzyka poświęconemu mojej osobie(wtedy dowiedziałem się gdzie ginęła wyżej wymieniona bielizna), zacząłem unikać tego straszydła jak ognia.
                Przepłukałem twarz zimną wodą i wymyłem ręce, w celu otrzeźwienia umysłu. Poukładajmy sobie wszystkie fakty. Cała galeria handlowa była obecnie strefą wysokiego rażenia( zakładając, że wiedźma M. dalej grasowała), zostawiłem młodszą siostrę na pastwę losu, bo jestem złym bratem,… złym, ciotowatym bratem,… złym, ciotowatym, głodnym bratem..., a pizza została z Aną.
                Nagle usłyszałem łomot dobiegający zza drzwi i przytłumione krzyki. Niepewnie zerknąłem do przedziału z ubikacjami. Dwóch kolesi, jeden na ziemi, drugi wygrażał mu pięścią, zwykła bijatyka, nic szczególnego, lepiej zwiać niezauważonym, no ale tam były te spodnie. Spodnie, które zmacałem wzrokiem jakieś dwie godziny temu. Facet miał wtedy taki niewinny uśmiech i piegi, te seksowne piegi, a teraz miałem patrzeć jak dostaje wpierdol? No tak, to właściwie byłoby najlogiczniejsze posunięcie, jednak mojemu umysłowi daleko było do trzeźwości.
- H-hej! – powiedziałem dość głośno, choć dało się usłyszeć nutkę (a raczej całą melodię) niepewności. Momentalnie wzrok obu osobników zwrócił się w moją stronę. Pan Ładne Spodnie pozostał na swoim wygrzanym miejscu na wpół leżącym, przyparty do białych kafelek, natomiast Pan Krzyk (Krzykacz? Krzykliwy?) z wyraźnym grymasem na twarzy powoli opuścił toaletę. Ufff… dobrze, że to nie był jeden z tych rasowych dresów pod przykrywką z garniaka, tylko przeciętny człek, co nie szukał zwady z byle kim. Popatrzyłem na Pana Spodnie jeszcze raz i chyba się zagapiłem. Wyglądał tak bezbronnie i niepewnie, a za razem po prostu seksownie, choć ciekawiło mnie trochę czym zasłużył na małe co nieco z pięścią Pana Krzyk.
- Wiesz, jak wgapiasz się w ludzi, to zazwyczaj ich peszysz.- wymamrotał trochę poobijany szatyn. Szybko oderwałem wzrok od spodni (przyjmijmy, że to były tylko spodnie), po czym pomogłem mu wstać. Miał trochę zadrapań od pięści na policzku, z tego co wiem od tego się nie umiera, więc mogłem być spokojny, że nie trafie na policje jako podejrzany w sprawie zabójstwa w kiblu, czy coś.
-An jestem.- wysunąłem rękę w geście „witaj słonko, poznajmy się bliżej, mogę Ci sprzedać trochę słodyczy”, czy też po prostu w celu przywitania się.
-An?
-Znaczy Antoni, ale wole skrót.- nastał moment, w którym zawsze błagałem, by druga osoba miała gorsze imię.
-A-ha, ja nazywam się Ksawery.- niepewnie uścisnął mi dłoń. No pięknie Ksawery, nie mógł być Zdziś, albo Janusz lub chociaż Gustaw. No naprawdę, czy matka po narodzeniu dziecka nie pragnie mu dać na imię np. Franklin?
- Miło mi cię poznać!- bo grunt to oryginalność. Przynajmniej nie powaliłem go jakimś nieśmiertelnym tekstem typu „często tu bywasz?”, albo „czy często dostajesz wpierdol?”.
Nastała niezręczna cisza, zapewne mu tak miło już nie było mnie poznać to grzecznie mnie zignorował i poszedł się otrzepać oraz doprowadzić do ładu. Po chwili usłyszałem ciche piski w rytm skocznej melodyjki. Był to dzwonek, który ustawiłem, by wiedzieć kiedy dzwoni Ana i w razie czego nie odbierać. Siostra potajemnie mi przekazała, że zagrożenie zniknęło z horyzontu i najprawdopodobniej zaszyło się w sklepie ze świecami. Może urządzała romantyczną kolacje w stylu „tylko ona, świece i moje gacie”, albo powiększała swój ołtarzyk o klimatyczne dodatki. W każdym razie lepiej sobie tego nie wizualizować i jak najszybciej opuścić ten teren.
                Żwawym krokiem powróciłem do Any i szybko dokończyłem swoją pizzę. Oczywiście ten gryzoń już zdążył pół mojej części spałaszować, w zamian za poinformowanie mnie o zagrożeniu. Z uwagi na sytuacje nie polemizowałem, godząc się z faktem bycia złym bratem.
Po powrocie do domu byłem zmęczony, zły i głodnym. Zostawiłem swojego szkodnika w jego pokoju, a sam położyłem się na łóżku z laptopem w dłoniach. Kończyły nam się ferie zimowe, a ja musiałam znaleźć osobę chętną do odbierania Any ze szkoły i przesiadywania z nią, do mojego powrotu ze szkoły. Może i miała już 12 lat, jednak po drodze do naszego domu musi ona przejść przez wiele ruchliwych dróg i chodników. W dodatku dobrze by było gdyby ktoś ją lekko przypilnował z lekcjami i lekturami, bo marnie widzę jej dalszą edukacje z jej podejściem. Problem tkwił tylko w tym, że wszystkie opiekunki zrezygnowały( prócz jednej wyżej wymienionej) z niewiadomych przyczyn. Mieliśmy też ograniczony budżet, co powodowało znaczne zwężenie się grona potencjalnych kandydatek. Wszystkie znaki na niebie mówiły mi, że jutrzejszy dzień będę musiał przesiedzieć na poszukiwaniu taniej, zdesperowanej niańki. Czy życie nie jest piękne?
___________________________________________________________

Wkopuje się w kolejne opowiadanie, bo mogę uwu Na blogu pustki i cisza, a autorka szykuje się do szkoły. Paradoksalnie w wakacje mniej mi się chce i mniej czasu jako tako mam .-. hmhmh
Jak tylko przeredaguję poprzednie części TsukiYamy to pojawi się kolejna( tak, tak będzie jesień .o. ) <tłum klaszcze klask klask > 
Muszę sobie znaleźć jakąś betę ;-; może zmotywowała by mnie do działania czy cuś, a moje wypociny by tak w oczy ni kuły D: 
strutututu the end~

3 komentarze:

  1. Ale się uśmiałam pod nosem podczas czytania :D
    Po prostu obok tych ironicznych żartów nie da się przejść obojętnie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak wiem, że najbardziej lubisz czytać erotyki ( ͡° ͜ʖ ͡°)

      Usuń