Zawsze
myślałem, że to księżniczka czeka na swego księcia, cóż... kiedy stałem pół
godziny wyczekując na swą małoletnią zmorę, czar baśni szybko prysł. Palce
powoli zamarzały mi od nadmiernej klimatyzacji, a policzki zesztywniały od
sztucznego uśmieszku. Bo co innego przyszło mi zrobić widząc szepczące w oddali
nastolatki, jak nie wykrzywić lekko kącików ust w górę i udawać zakłopotanie w
wybieraniu skarpetek. W prawdzie od czasu, do czasu zerkałem w stronę mocno
zafascynowanej wybieraniem sukienki siostry, lecz dostałem kategoryczny zakaz
zbliżania się. Toż to by straszne było, gdyby przypadkiem spotkała osobę ze
swej klasy i ta przypadkiem mnie poznała, no bo która nastolatka chodzi na
zakupy z bratem? Przecież do tego prawnie uprawnione są siostry i mama, a
jakiekolwiek odstępstwa surowo karane, przynajmniej w głębokim przekonaniu Any.
Any, gdyż nie znosiła ona skrótów Ania, Anka czy Ancia, a pełnego imienia to już wcale nie
tolerowała. Ja wprawdzie dostrzegałem w nim palindrom lub chociaż rytmikę, ona
zaś oklepane, niezbyt lubiane imię. Prawdą było, że rodzice nigdy za specjalnie
pomysłowi nie byli, jednak jak im się uroiło imię Antoni w dniu mych narodzin,
to pozostaje dla mnie zagadką owianą głęboką i niezaprzeczalną tajemnicą.
Oczywiście nie tylko Ana była wybredna względem nazewnictwa swej osoby, koniec
końców zostało rodzeństwo Ana i An czy An i Ana, jak kto woli.
Powoli
dział skarpetek zaczynał stawać się monotonny i nudny niczym zdarta płyta. Moje
oczy błądziły w poszukiwaniu kolejnego przystanku, jednak nie natrafiły na
żaden nowy punkt zaczepienia. Mogłem już śmiało stwierdzić, że znam dział męski
na pamięć, kiedy to moja siostra miała problem z wybraniem jednej sukienki z
zaledwie pięciu krojów i może sześciu kolorów. Hmmm… zagadka! Cóż takiego
trudnego jest wyborze sukienki, czego ja jako przedstawiciel płci męskiej nie
rozumiem? Gdzie leży haczyk? Czy jest na to jakiś specjalny wzór matematyczny,
a może bardziej fizyczny? Taki ciąg dobrych wyborów, zależny od czasu, miejsca
i akcji, który należy zastosować w celu uzyskania pozytywnej reakcji ze strony
zainteresowanych. Czy też specjalny kod, który wywoła ciekawość u takiego
ignoranta, jakim przystało mi zostać w tej sytuacji? Brzmi abstrakcyjnie, a
nawet niebezpiecznie i wrogo dla nie wtajemniczonych. Bo jeśli już pradawne
mieszkanki Wenus stawały przed tym wyzwaniem, to jak mierny potomek Marsjan,
może mu sprostać? Wychodzi na to, że ten problem dotyczy nie tylko
dojrzewających nastolatek ale i dorosłych kobiet, a nawet pewnych męskich
osobników. Nasuwa się więc pytanie, czy to nie jest aby jedna z tych
legendarnych tajemnic świata doczesnego, które będąc nierozwiązywalnymi utrzymują
w nim harmonie i ład? Tak, klimatyzacja zapewne już odcięła mi dostęp do
zdrowego i trzeźwego myślenia, a teraz powoli postępuje w kierunku serca by je
schłodzić i zrobić ze mnie nieczułą marionetkę ma posługi Any…
-An!- usłyszałem lekko podirytowany głos zza swoich pleców. Ostrożnie
obróciłem się na pięcie i zerknąłem na drobną blondynkę, niższą co najmniej o
półtorej głowy ode mnie. Była to właśnie Ana. Jej włosy w świetle sklepowych
lamp, odbijały się na skórze niczym platyna, choć była ona raczej złotowłosa.
Ta rozkapryszona i niezbyt poradna dwunastolatka trzymała w dłoni kawałek
różowej szmatki przepasany kokardą. Jej błękitne oczy szybko otaksowały mnie z
góry na dół, skupiając się głównie na paru bluzkach i skarpetkach, które
trzymałem w lewej dłoni. Oho! Będzie krytyka. Mogłem to śmiało stwierdzić po jej
grymasie na twarzy, a nawet domyślić znając liczbę oglądanych przez moją
siostrę kanałów modowych oraz zakupywanych gazet. Cóż nie ukrywam, że w tych
sprawach jestem zwykłym laikiem ale za to mogłem stwierdzić co było uszyte
profesjonalnie, a co sklecone na chińskiej taśmie.
- Ty… ty tak na serio w tym będziesz chodzić na co dzień?-
spytała z lekkim przekąsem w głosie, po czym westchnęła i ruszyła w stronę
kasy. Ciekawe za co chce zapłacić, skoro to ja sponsoruje całą tą zakupową
farsę. Ech… w sumie ma dobry humor i wydaje się być dziś nadzwyczaj dla mnie
miła. Czyżby dzień dobroci dla zwierząt? Po chwili namysłu, powędrowałem za Aną
do kolejki. Od razu przykuły mą uwagę spodnie osoby przed nami. Były uszyte z
niezwykłą pieczołowitością, z pewnością ręcznie i to nie przez byle krawcową.
Każdy szef był wręcz idealnie poprowadzony, fason dopasowany, a cena zapewne
sięgała dużo ponad moje możliwości finansowe…
-An…Ej, An! Przestaniesz gapić się na tyłek kolesia przed nami i
łaskawie przygotujesz portfel?- tyłek? Jaki tył… no chyba, że te piękne spodnie
magicznie nie lewitują, a leżą na czyiś nogach. To by oznaczało, że właśnie
zmacałem wzrokiem obce pośladki, a moja siostra oznajmiła to światu głośno i
wyraźnie. Niepewnie uniosłem głowę i dostrzegłem zdezorientowany wzrok
właściciela owego ubioru. Posiadał bladą cerę, choć nie jaśniejszą niż ja, co
trochę mnie przygnębiało, oraz lekko piegowatą twarz. Powyżej zadartego nosa
miał piękne, piwne oczy na które opadały jasno-brązowe kosmyki.
-Hmm…- na twarzy szatyna, pojawił się szarmancki uśmiech. Po
chwili przycupnął, by być na wysokości twarzy Any.- Oj nie bądź dla niego taka
oschła, każdemu zdarzy się na coś zagapić… Choć czuję się trochę nieswojo z
myślą, że był to mój tył.- te słowa musiały chwycić Anę za serce, bo po nich
mocno wbiła we mnie swój łokieć, sycząc pod nosem ciche „Przeproś”.
-Słuchaj, bo ten, to tak jakby zwykłe nieporozumienie i sorry,
że tak wyszło.- brawo An, jak zwykle powaliłeś wszystkich swoją wyrafinowaną
umiejętnością wysławiania się. To w ogóle jakaś idiotyczna sytuacja, jakoś
całymi dniami przyglądam się ładnym chłoptasiom i dziewczynom, i nikt nic nie
zauważy, a akurat jak tego nie robię to mi się dostaje za głupie spodnie.
Kolejny raz spojrzałem na szatyna, oczekując jakiejś reakcji na moje słowa,
jednak w odpowiedzi dostałem kolejny uśmieszek. Chłopak zapłacił, pomachał na
pożegnanie i opuścił sklep. Pewnie przestraszył się, że zaraz zaciągnę go do
przebieralni, przelecę, okradnę, zabiję i dla pewności przelecę jeszcze
raz…,ale spodnie miał ładne. ;-;
Po zakupach
udałem się z Aną do naszego pięknego Mercedesa pisanego znakami Fiat Punto, w
kolorze indygo( o czym namiętnie przypominała mi matka za każdym razem, gdy
wymsknęło mi się słowo „niebieski”). Kiedy tylko położyłem nogę na sprzęgle,
mała zmora obok zaczęła dyskretnie oznajmiać, że odczuwa lekki głód, poprzez
tupanie i głośne marudzenie o pizzy. Sprzedać, zostawić, a może zgłosić
reklamacje u bociana? Cokolwiek bym nie wymyślił rodzice, by się nie zgodzili,
a szkoda. Po paru prostych kalkulacjach stwierdziłem, że wydanie kasy na pizzę
jest łatwiejsze i bardziej humanitarne od związania, zakneblowania, oraz
upchania Any w bagażniku, a to oznaczało, o zgrozo, powrót do galerii. To nie
tak, że nie lubiłem zakupów, nic z tych rzeczy, ja po prostu byłem słaby w
kontaktach z ludźmi, a co za tym idzie, nie do końca odpowiadały mi zatłoczone
centra handlowe. Mówi się trudno, jak księżniczka w potrzebie, to książę musi
pędzić na ratu…ku!@# robię to bo jestem głodny i tego się trzymajmy.
***
Widząc jak
Ana bierze do ust duży kęs ociekającej serem i pomidorami pizzy, lekko
zachichotałem. Jak piesek, wyglądała po prostu jak taki uroczy szczeniaczek
pałaszujący ze smakiem podrzucone mu wędliny. Choć jej wielce oburzona mina, z
pełnymi łakoci policzkami zasługiwała na prawdziwy order słodyczy.
-Szmeszyyheho?- wysyczała, a raczej wypluła, prawie się przy tym
nie zadławiając. Nie mogłem powstrzymać śmiechu.
-Hmmm? Co tam mamroczesz?- odpowiedziałem przekąśliwie, po czym
chwyciłem kawałek farmerskiej. Był to nasz ulubiony rodzaj pizzy, kojarzył mi
się zawsze z wakacjami u dziadków na wsi. Mogliśmy wtedy trochę poleniuchować z
krowami na pastwisku, choć jak przychodziły żniwa nikt nie dostawał taryfy
ulgowej. Teraz kiedy na dworze jest szaro, buro i mokro od topniejącego śniegu,
letnie upały wydają się takie odległe i pożądane.
- Jesteś okrop…- twarz mojej siostry zastygła w dziwnym wyrazie
zaskoczenia, dziwnym bo w międzyczasie Ana wystawiła swój palec w moją stronę
ze złowrogim wzrokiem, co dało fajny kontrast dla jej rozdziawionych ust
pełnych pizzy.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.- prychnąłem, po czym
obróciłem głowę w stronę rzeczonego stwora. Już żałowałem swojego obrotu. Stała
tam lekko niezrównoważona psychicznie, była opiekunka Any. Miała farbowane na
wiśniowo włosy i wielkie, wyłupiaste, niebieskie oczy. Wierzcie lub nie, ale
to, to nie była zwykła studentka, którą rąbnięto prądem i styki gdzieś się jej
w mózgu poprzepalały, to była seryjna kleptomanka. Od czasów jej pamiętnej służby
w naszym domu, ilość mojej bielizny znacząco spadła, a sama sprawczyni pozostawiła
głęboki uraz w mojej psychice. Bardzo głęboki. Bardzo.
Magda, gdyż
tak owa zmora miała na imię, chyba nas nie zauważyła, pragnę tu zaznaczyć słowo
„chyba”. Spojrzałem na siostrę porozumiewawczo, po czym czmychnąłem w stronę
kibla. Może i bałem się słabszej, drobniejszej kobietki, może i niesłusznie, no
ale po tym jak zobaczyłem stertę kolaży ślubnych z moją twarzą obok jej,
zacząłem odczuwać lekki niepokój, a gdy pokazano mi zdjęcie jej ołtarzyka
poświęconemu mojej osobie(wtedy dowiedziałem się gdzie ginęła wyżej wymieniona
bielizna), zacząłem unikać tego straszydła jak ognia.
Przepłukałem
twarz zimną wodą i wymyłem ręce, w celu otrzeźwienia umysłu. Poukładajmy sobie
wszystkie fakty. Cała galeria handlowa była obecnie strefą wysokiego rażenia(
zakładając, że wiedźma M. dalej grasowała), zostawiłem młodszą siostrę na
pastwę losu, bo jestem złym bratem,… złym, ciotowatym bratem,… złym,
ciotowatym, głodnym bratem..., a pizza została z Aną.
Nagle
usłyszałem łomot dobiegający zza drzwi i przytłumione krzyki. Niepewnie
zerknąłem do przedziału z ubikacjami. Dwóch kolesi, jeden na ziemi, drugi
wygrażał mu pięścią, zwykła bijatyka, nic szczególnego, lepiej zwiać
niezauważonym, no ale tam były te spodnie. Spodnie, które zmacałem wzrokiem
jakieś dwie godziny temu. Facet miał wtedy taki niewinny uśmiech i piegi, te
seksowne piegi, a teraz miałem patrzeć jak dostaje wpierdol? No tak, to
właściwie byłoby najlogiczniejsze posunięcie, jednak mojemu umysłowi daleko
było do trzeźwości.
- H-hej! – powiedziałem dość głośno, choć dało się usłyszeć
nutkę (a raczej całą melodię) niepewności. Momentalnie wzrok obu osobników
zwrócił się w moją stronę. Pan Ładne Spodnie pozostał na swoim wygrzanym miejscu
na wpół leżącym, przyparty do białych kafelek, natomiast Pan Krzyk (Krzykacz?
Krzykliwy?) z wyraźnym grymasem na twarzy powoli opuścił toaletę. Ufff… dobrze,
że to nie był jeden z tych rasowych dresów pod przykrywką z garniaka, tylko
przeciętny człek, co nie szukał zwady z byle kim. Popatrzyłem na Pana Spodnie
jeszcze raz i chyba się zagapiłem. Wyglądał tak bezbronnie i niepewnie, a za
razem po prostu seksownie, choć ciekawiło mnie trochę czym zasłużył na małe co
nieco z pięścią Pana Krzyk.
- Wiesz, jak wgapiasz się w ludzi, to zazwyczaj ich peszysz.-
wymamrotał trochę poobijany szatyn. Szybko oderwałem wzrok od spodni
(przyjmijmy, że to były tylko spodnie), po czym pomogłem mu wstać. Miał trochę
zadrapań od pięści na policzku, z tego co wiem od tego się nie umiera, więc
mogłem być spokojny, że nie trafie na policje jako podejrzany w sprawie
zabójstwa w kiblu, czy coś.
-An jestem.- wysunąłem rękę w geście „witaj słonko, poznajmy się
bliżej, mogę Ci sprzedać trochę słodyczy”, czy też po prostu w celu przywitania
się.
-An?
-Znaczy Antoni, ale wole skrót.- nastał moment, w którym zawsze
błagałem, by druga osoba miała gorsze imię.
-A-ha, ja nazywam się Ksawery.- niepewnie uścisnął mi dłoń. No
pięknie Ksawery, nie mógł być Zdziś, albo Janusz lub chociaż Gustaw. No
naprawdę, czy matka po narodzeniu dziecka nie pragnie mu dać na imię np. Franklin?
- Miło mi cię poznać!- bo grunt to oryginalność. Przynajmniej
nie powaliłem go jakimś nieśmiertelnym tekstem typu „często tu bywasz?”, albo „czy
często dostajesz wpierdol?”.
Nastała niezręczna cisza, zapewne mu tak miło już nie było mnie
poznać to grzecznie mnie zignorował i poszedł się otrzepać oraz doprowadzić do
ładu. Po chwili usłyszałem ciche piski w rytm skocznej melodyjki. Był to
dzwonek, który ustawiłem, by wiedzieć kiedy dzwoni Ana i w razie czego nie
odbierać. Siostra potajemnie mi przekazała, że zagrożenie zniknęło z horyzontu
i najprawdopodobniej zaszyło się w sklepie ze świecami. Może urządzała
romantyczną kolacje w stylu „tylko ona, świece i moje gacie”, albo powiększała
swój ołtarzyk o klimatyczne dodatki. W każdym razie lepiej sobie tego nie
wizualizować i jak najszybciej opuścić ten teren.
Żwawym
krokiem powróciłem do Any i szybko dokończyłem swoją pizzę. Oczywiście ten
gryzoń już zdążył pół mojej części spałaszować, w zamian za poinformowanie mnie
o zagrożeniu. Z uwagi na sytuacje nie polemizowałem, godząc się z faktem bycia
złym bratem.
Po powrocie do domu byłem zmęczony, zły i głodnym. Zostawiłem
swojego szkodnika w jego pokoju, a sam położyłem się na łóżku z laptopem w
dłoniach. Kończyły nam się ferie zimowe, a ja musiałam znaleźć osobę chętną do
odbierania Any ze szkoły i przesiadywania z nią, do mojego powrotu ze szkoły. Może
i miała już 12 lat, jednak po drodze do naszego domu musi ona przejść przez
wiele ruchliwych dróg i chodników. W dodatku dobrze by było gdyby ktoś ją lekko
przypilnował z lekcjami i lekturami, bo marnie widzę jej dalszą edukacje z jej
podejściem. Problem tkwił tylko w tym, że wszystkie opiekunki zrezygnowały(
prócz jednej wyżej wymienionej) z niewiadomych przyczyn. Mieliśmy też
ograniczony budżet, co powodowało znaczne zwężenie się grona potencjalnych
kandydatek. Wszystkie znaki na niebie mówiły mi, że jutrzejszy dzień będę
musiał przesiedzieć na poszukiwaniu taniej, zdesperowanej niańki. Czy życie nie
jest piękne?
___________________________________________________________
Wkopuje się w kolejne opowiadanie, bo mogę uwu Na blogu pustki i cisza, a autorka szykuje się do szkoły. Paradoksalnie w wakacje mniej mi się chce i mniej czasu jako tako mam .-. hmhmh
Jak tylko przeredaguję poprzednie części TsukiYamy to pojawi się kolejna( tak, tak będzie jesień .o. ) <tłum klaszcze klask klask >
Muszę sobie znaleźć jakąś betę ;-; może zmotywowała by mnie do działania czy cuś, a moje wypociny by tak w oczy ni kuły D:
strutututu the end~
Ale się uśmiałam pod nosem podczas czytania :D
OdpowiedzUsuńPo prostu obok tych ironicznych żartów nie da się przejść obojętnie xD
I tak wiem, że najbardziej lubisz czytać erotyki ( ͡° ͜ʖ ͡°)
UsuńByleby zabawne :D
Usuń