piątek, 13 lutego 2015

Prolog

"W drodze do szkoły"

Przechodząc przez pasy można poczuć słodki zapach wykradający się z piekarni, a spacerując po parku nasz wzrok przykuwa most zakochanych z małą kaczą orkiestrą. Skręcając koło zabytkowego punktu medycznego napotykamy na kolejne przejście dla pieszych, ostatni odcinek pokonujemy przykryci liściastą koroną drzew.
~ Nataniel

Przebiegając przez zebrę obieramy kierunek na most obwieszony kłódkami kochasiów, potem musimy skręcić na zakład karny dla kobiet, mijając przy tym ruinę po psychiatryku. Ostatnia prosta to wąski chodnik i slalom między przechodniami.

~ Mati


***
Nowy rok szkolny jak zwykle rozpoczął się przydługim przemówieniem dyrektorki liceum im. Adama Mickiewicza w Sielskich Pyrkach. Znużeni godzinną akademią uczniowie, powoli rozpiechrzli się po klasach, niczym gęsta masa przelewana do nieregularnej formy. Niziutka i lekko roztrzepana nauczycielka matematyki krążyła między podopiecznymi, a sekretariatem w poszukiwaniu kluczy. Jako iż w wakacje miało miejsce włamanie, zamki we wszystkich salach zostały zmienione i ponumerowane według nowego europejskiego systemu, którego... nikt jeszcze nie znał. Lekko spóźniony przybył wysoki blondyn oraz nieco mniej zauważony brunet w okularach.
- Haha, dopiero co się szkoła zaczęła, a Mati już się opiernicza! -zauważył piegus o rudych włosach.
- Pewno jakieś panienki wyrywał na te jego złote włoski.
W tłumie rozbrzmiewały różne teorie spiskowe na temat późnego przybycia jasnej czupryny. Trudno było się z nimi nie zgodzić, dlatego młodzieniec odpowiedział na wszystko, tylko promiennym uśmiechem. Jest kluczyk! Wychowawczyni oficjalnie powitała swych podopiecznych w nowym roku szkolnym oraz szczegółowo poinformowała o najmniejszych zmianach w statucie szkoły. Niektórzy zwrócili uwagę na siedzącego w ostatniej ławce bruneta, który już pierwszego dnia notował coś w zeszycie, inni zaś odliczali dni i godziny do kolejnych wakacji. Kiedy wreszcie puszczono uczniów do domu, ze szkoły wylał się czarno-biały tłum galowych ubranek. Młodzież szybko przegrupowała się w mniej liczebne zespoły i ruszyła na miasto. W jednym z nich znalazł się Matt, otoczony przez swych dwóch, podobno bliskich znajomych. Rozmowy zaczynały się jak zwykle od grubych melanży, przez sport, a kończąc na panienkach. No, a ostatniemu tematowi towarzyszyła pewna zabawa w zakłady, w których królował blondyn.
- Słyszałem, że Matt przez wakacje wyrwał tą laskę z humana. - powiedział niezbyt wysoki rudzielec o dobrym sercu, choć z groźnym spojrzeniem i kłótliwą naturą.
- Pff, trudna to ona nie była.- fuknął szatyn. Był wysoki i wysportowany, mimo to nie miał powodzenia u kobiet, co było u niego drażliwym tematem.
- Wszystkie są takie same, ładna buzia, kasa i wskoczą do łóżka bez namowy. To się robi już nudne, weźcie wybierzcie w końcu jakiś ambitniejszy cel.- nakazał Matt.
- To może spróbuj z tą niemową klasową, jak mu szło?...Nataniel?- zaśmiał się szatyn.
- Ha! Przecież do niego nie da się zbliżyć! - parsknął śmiechem rudzielec.
- Hmm... to ten z ostatniej ławki, co nie? W sumie nigdy z nim nie rozmawiałem, a to może być interesujące. Niech no się namyślę...Zdecydowałem! On będzie moim następnym celem!- odrzekł rozpromieniony blondyn, zostawiając w tyle ,swoich zszokowanych znajomych. Matt poszukiwał wielkich wyzwań, a zaciągnięcie do łóżka klasowego odludka brzmiało abstrakcyjnie, co tylko podsycało determinacje chłopaka. Pierwszym krokiem do osiągnięcia celu było nawiązanie rozmowy i rozpoczęcie jakichkolwiek relacji. Dla młodzieńca takie zabawy to był chleb powszedni, a obmyślenie planu nie wymagało nadmiernego wysiłku z jego strony. Pociągnął za parę sznurków i już następnego dnia miał wszystkie podstawowe informacje na temat swojej ofiary. "Mieszka 20 kilometrów od szkoły, codziennie dojeżdża pociągiem, nierzadko się spóźnia. " Na dziś tyle mu wystarczyło. Matt grzecznie wyczekiwał, aż nadejdzie jego upragniony cel. Siedząc na przetartej ławeczce, promienie słońca muskały jego jasną cerę. Wokoło słychać było leciutki szum wiatru, a na koronach drzew od czasu do czasu zaobserwować rudą wiewióreczkę. Okolice szkoły, jakimi było ciche osiedle, mogły imitować mały skrawek arkadii, w te ostatnie ciepłe dni lata. Lekko zmrużone powieki młodzieńca reagowały na wędrujące pyłki, a oczy błądziły za barwną ptaszyną wzbijającą się w niebo. Cień, który przysłonił mu widoki, zarysowywał mgliste kontury męskiej sylwetki. Sylwetki Nataniela. Brunet miał na sobie turkusową koszule w czarną kratę, oraz okulary oprawione w ciemny plastik. Stojąc przed blondynem, jego ręce były schowane w kieszeniach, a w uszach grały słuchawki. Mimo starannie obmyślonego planu i pracochłonnych przygotowań, Matt nie mógł wydusić z siebie nawet słówka. Postać klasowej niemowy z bliska, wzbudzała mieszane uczucia. Jego prezencja nijak nie przypominała typowego kujona, jakiego zyskał miano, a wzrok wręcz przeszywał chłodem.
- Wiesz, na twoim miejscu nie opuszczałbym zajęć już pierwszego dnia, a od nadmiernego przebywania na słońcu można nabawić się udaru.- powiedział, po czym wszedł do zimnych murów szkoły, zostawiając w milczeniu jasną czuprynę. Matt był sparaliżowany, pierwszy raz ogarnęła go trema w prawdziwym życiu.
 ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz