Zawsze
myślałem, że to księżniczka czeka na swego księcia, cóż... kiedy stałem pół
godziny wyczekując na swą małoletnią zmorę, czar baśni szybko prysł. Palce
powoli zamarzały mi od nadmiernej klimatyzacji, a policzki zesztywniały od
sztucznego uśmieszku. Bo co innego przyszło mi zrobić widząc szepczące w oddali
nastolatki, jak nie wykrzywić lekko kącików ust w górę i udawać zakłopotanie w
wybieraniu skarpetek. W prawdzie od czasu, do czasu zerkałem w stronę mocno
zafascynowanej wybieraniem sukienki siostry, lecz dostałem kategoryczny zakaz
zbliżania się. Toż to by straszne było, gdyby przypadkiem spotkała osobę ze
swej klasy i ta przypadkiem mnie poznała, no bo która nastolatka chodzi na
zakupy z bratem? Przecież do tego prawnie uprawnione są siostry i mama, a
jakiekolwiek odstępstwa surowo karane, przynajmniej w głębokim przekonaniu Any.
Any, gdyż nie znosiła ona skrótów Ania, Anka czy Ancia, a pełnego imienia to już wcale nie
tolerowała. Ja wprawdzie dostrzegałem w nim palindrom lub chociaż rytmikę, ona
zaś oklepane, niezbyt lubiane imię. Prawdą było, że rodzice nigdy za specjalnie
pomysłowi nie byli, jednak jak im się uroiło imię Antoni w dniu mych narodzin,
to pozostaje dla mnie zagadką owianą głęboką i niezaprzeczalną tajemnicą.
Oczywiście nie tylko Ana była wybredna względem nazewnictwa swej osoby, koniec
końców zostało rodzeństwo Ana i An czy An i Ana, jak kto woli.